Podwójne obramowanie. World Press Photo 2012

W jakich ramach da się przedstawić czyjeś człowieczeństwo, a jakie ramy na to nie pozwalają? Tymi właśnie słowami, należącymi do Judith Butler, chciałabym rozpocząć rozważania na temat tegorocznej wystawy World Press Photo.

Pytanie o prawdę obrazu fotograficznego jest zbyt skomplikowane, by udzielić na nie jednoznacznej i krótkiej odpowiedzi. Fotografia zawsze funkcjonuje gdzieś pomiędzy świadectwem a wypowiedzią. Zwłaszcza reporterska. Wybierając kadr fotograf tym samym interpretuje rzeczywistość, zamykając ją w ramy obrazu. Decyduje o tym, co zostanie utrwalone i jaka chwila jest ważna. A zatem tylko wybrane momenty teraźniejszości zostają uprzywilejowane. My, oglądając zdjęcia, spotykamy się z rzeczywistością właśnie za pośrednictwem spojrzenia reportera. Dziś już nie pytamy więc, czy aparat fotograficzny pokazuje nam prawdę o świecie. Obecnie zastanawiamy się nad tym, w jakim kontekście oglądamy obrazy, pokazujące zamrożone chwile czyjegoś istnienia. A także z jakiej perspektywy to czynimy.

World Press Photo uznaje się za najważniejszy konkurs dla fotografów pracujących dla prasy, a jednocześnie wspierający fotografię prasową. Warto zastanowić się nad tym, czyją perspektywę przedstawia. Niejednokrotnie czytałam i słyszałam, że jury konkursu wydaje się być zapatrzone w sceny okrucieństwa. Czy to jest jednak najpoważniejszy zarzut? Zdjęcia reporterskie powołane są by czynić „rzeczywistymi” sprawy, które moglibyśmy wygodnie zignorować. Dostarczają nam wgląd w przeżycia, których sami nigdy nie doświadczymy. Czy uświadomienie sobie pewnych rzeczy nie jest dobrem samym w sobie? Czy powinniśmy zamykać oczy na istnienie okrucieństwa?

Problem wydaje się leżeć gdzie indziej. Starannie zaplanowane i wykonane ujęcia, opatrzone dokładnymi opisami, niezwykle poruszające, reprezentują niestety tylko perspektywę białego człowieka, obywatela krajów cywilizacji zachodniej. Sytego, niezagrożonego codziennym cierpieniem i śmiercią. Z wyższością bulwersującego się tym, co się dzieję poza jego światem. Jest to wzburzenie zdystansowane. A w zasadzie pełne obojętności i chłodnego osądu.

Jury World Press Photo, wybierając i nagradzając określone ujęcia, decyduje tym samym, że jedno wydarzenie staje się ważniejsze od drugiego. Jedna śmierć bardziej widowiskowa od innej. Ustanawia granice widzenia i odczuwania. Dokonuje kolejnego obramowania. Zastanówmy się, czego dotyczy ten konkurs? Jakimi normami kierują się członkowie jury tej prestiżowej nagrody, wybierając pomiędzy tragediami? A my – który dramat wybieramy, ten z Jemenu, Libii czy Japonii? A może z wyspy Utoya? Czy w ogóle mamy prawo oglądać „posegregowane” i „poszeregowane” ludzkie cierpienie? Sądzę, że należałoby zgodzić się z Susan Sontag, która pisała, iż „jedynymi ludźmi, którym wolno oglądać obrazy cierpienia tej miary, są ci, którzy mogą coś zrobić, by mu ulżyć (…) Reszta z nas to podglądacze, czy tego chcemy, czy nie.”

Widok walczących o przetrwanie ludzi, roztrzaskanych budynków, zwłok  woła o zwrócenie na niego uwagi. Wydaje się jednak, że powinniśmy zadać sobie pytanie, czy kontekst konkursowy jest odpowiedni do naświetlenia tych losów. Co trafia do nas oprócz pozornego zatroskania jakąś wojną, toczącą się w innym kraju? Czy to jest właśnie to, co chciałyby do nas powiedzieć ofiary tych wojen?

„World Press Photo”, Bunkier Sztuki, Kraków, wernisaż 09.11.2012

fot. T. Jaworski